sobota, 28 lutego 2015

Trzecie spotkanie



      Tym razem wyszłam z domu odpowiednio wcześnie i nie musiałam biec, chcąc zdążyć na autobus. Szłam powoli, rozglądając się po okolicy, w której mieszkałam i stwierdziłam, że pomimo jej położenia w samym centrum miasta, nie była taka zła. Faktycznie, miejscami wydawała się szara i nudna, ale często mijałam rosnące na środku chodników drzewa, przechodziłam obok placów zabaw ze śmiejącymi się dziećmi i zauważałam miejsca, w których nadal królowała zieleń. Właśnie takie drobnostki sprawiały, że się uśmiechałam i cały dzień miałam dobry humor.
      Autobus się spóźniał, więc oparłam się o najbliższy znak drogowy i wyciągnęłam z torebki okulary przeciwsłoneczne, z którymi się nie rozstawałam. Czarne, drogie, nowiutkie Ray Bany, które dostałam na prezent imieninowy od ojca. Jeśli tylko wiedziałam, że się z nim spotkam, nosiłam je, bez względu na porę roku, a przecież mieszkaliśmy w tym samym mieście, więc mógł tu przypadkiem przejeżdżać, prawda? Podlizywanie się mu i sprawianie, by był ze mnie dumny i zadowolony, było na moim porządku dziennym i robiłam to od dziecka.
      Spojrzałam zniecierpliwiona na złoty zegarek, zdobiący mój nadgarstek. Pogoda tego dnia była bardzo kapryśna, więc skrzywiłam się, gdy zawiał zimny wiatr. Miałam na sobie tylko beżową, przylegającą do ciała sukienkę bez ramiączek oraz czarną marynarkę i ciemne szpilki. Na ostatniej lekcji chemii mieliśmy wizytę jakiegoś ważnego profesora, który zgodził się poprowadzić z nami zajęcia, a ja siedziałam w pierwszym rzędzie i po prostu musiałam wyglądać odpowiednio. Miałam nadzieję, że zwrócę ich uwagę moją usystematyzowaną wiedzą. A jeśli nie, to w reszcie miał pomóc właśnie mój dzisiejszy strój.
      — Zaproponowałbym ci bluzę, ale kompletnie nie pasuje do tej sukienki.
      Drgnęłam, gdy z rozmyślań wyrwał mnie głos, który od razu rozpoznałam. Podniosłam nieśmiało oczy czując jego bliskość, która zdawała się przytłaczać mnie z każdej strony. Stał tuż obok, z tym swoim uśmiechem samozadowolenia, szczerząc się jak głupi ze swojego, w jego mniemaniu udanego doboru słów. Miał na sobie dokładnie te same spodnie, co tydzień i dwa tygodnie temu. Tym razem jednak jego koszulka była szara, a ja starałam się nie wlepiać oczu w wulgarny nadruk, którym była opatrzona. Oprócz tego w prawej dłoni trzymał wspomnianą przez siebie wcześniej bluzę i na przekór swoim słowom wyciągnął ją w moją stronę. Pokręciłam jednak przecząco głową.
      Westchnęłam cicho, zdając sobie sprawę, że spodziewałam się tego, iż tak szybko nie odpuści. Wiedziałam to już tydzień temu, kiedy zauważył mnie w autobusie i myślał, że nie zwracam na niego uwagi. Jednak moje okulary w końcu na coś się przydały i mogłam przyglądać się mu, jak opróżniał drugą butelkę wody, nie spuszczając ze mnie wzroku. Nie myślałam jednak, że po wyjściu z autobusu tak jawnie zacznie okazywać zainteresowanie moją osobą. A tym bardziej, że zrobi to teraz.
      Sięgnęłam lewą dłonią po okulary. Zdjęłam je z nosa i założyłam na głowę, starając się zająć czymś ręce. Uparcie podtykał mi pod nos swoją bluzę.
      — Naprawdę nie trzeba, Andy — mruknęłam i od razu tego pożałowałam. Wytrzeszczył na mnie oczy i zaśmiał się cicho, aczkolwiek tryumfująco.
      — Pamiętasz, jak mam na imię — powiedział zadowolony, na co ja tylko wzruszyłam ramionami, czując, że się rumienię. Miałam ochotę uciec, ale wtedy uznałby mnie za wariatkę. Stałam więc w miejscu i przygryzałam tę cholerną dolną wargę, nie wiedząc, co powiedzieć. — Dlaczego ostatnio jechałaś tak późno? — spytał, wybawiając mnie tym od ciężaru podtrzymywania rozmowy.
      Wolałam już z nim rozmawiać, niż stać w ciszy. W tym pierwszym przypadku mogłam zająć czymś moje myśli, natomiast kiedy czułam jego oddech na moich włosach, traciłam głowę. Zupełnie nie wiedziałam dlaczego. Jeszcze dwa tygodnie temu byłam na niego wściekła, a gdy widziałam go ostatnio, byłam jedynie zaskoczona…
      — Miałam odwołane wcześniejsze lekcje, więc mogłam przyjechać później — odpowiedziałam, w końcu podnosząc na niego wzrok. — A ty?
      Był wyraźnie zadowolony z faktu, że starałam się podtrzymywać rozmowę. I chyba, że nie uciekłam, bo kiedy pierwszy raz na niego spojrzałam, zanim się odezwałam, zauważyłam w jego wzroku odrobinę niepewności. W końcu wcześniej nie zachowywałam się zbyt przyjaźnie w stosunku do niego. A teraz robiłam maleńkie postępy.
      Po chwili jednak mina mu zrzedła. Podniósł lewą dłoń do góry i rozmasował sobie kark, unikając mojego wzroku. Tak jak na początku cieszył się z zadanego przeze mnie pytania, tak teraz widocznie nie uśmiechało mu się, by cokolwiek powiedzieć. Ociągał się z odpowiedzią jeszcze trochę, ale tym razem uporczywie się w niego wpatrywałam, bo kiedy on tracił pewność siebie, ja czułam się odważniej.
      — Zaspałem — mruknął niewyraźnie, nagle tracąc całe zainteresowanie rozmową. — Z resztą, to nie twoja sprawa — dodał zgryźliwie, uważnie obserwując moją reakcję. Poczułam się jak idiotka, choć to przecież on sam to wszystko zaczął, ale mimo wszystko jego słowa dotknęły mojego słabego punktu. Kompletnie nie rozumiałam jego zachowania, natomiast postanowiłam w to nie wnikać, bo nigdy nie byłam wścibska, a tym bardziej nachalna. Odsunął się o krok i nie narzucał mi się już tak swoją bliskością, a resztę czasu do przybycia autobusu spędziliśmy w ciszy, która każdemu z nasz wyraźnie przeszkadzała.
✖ ✖ ✖ 
      Wysiadłam z pojazdu i poprawiłam torebkę, która zsunęła mi się z ramienia. Chwile biłam się z myślami, bo ciągle było mi przykro, że tak protekcjonalnie mnie potraktował, ale w końcu odwróciłam się, by rzucić chłopakowi to głupie „cześć”. Tylko że jego już tam nie było. Rozglądnęłam się i dostrzegłam jego sylwetkę znikającą pomiędzy budynkami, gdy szedł w stronę, prawdopodobnie, Denmark Street. Stałam jak słup soli, zszokowana, ale przede wszystkim zawiedziona, wytykając sobie w myślach własną głupotę. Jak ja w ogóle mogłam pomyśleć o tym, że chłopak jego pokroju może się w jakikolwiek sposób zainteresować kimś takim jak ja?
      Otrząsnęłam się szybko z moich myśli i ruszyłam w stronę szkoły. Zdawałam sobie sprawę, że w jakiś sposób zwracałam uwagę na Andy’ego, ale tylko dlatego, że to on pierwszy zwrócił uwagę na mnie. W normalnych okolicznościach chłopcy się za mną nie oglądali, a nawet jeśli, to mogłam się szybko odgryźć pierwszym lepszym tekstem i dawali sobie spokój. Z resztą to, że nigdy nie miałam dla nich czasu i ciągle się uczyłam, skutecznie ich ode mnie odpędzało. A ten czarnowłosy chłopak był inny. Narzucał się, to fakt, ale tym zwrócił na siebie moją uwagę. Z resztą całe to jego oryginalne zachowanie przyciągało mnie do niego niczym magnes. Wcale nie dziwiłam się jego reakcji, bo ja też bym od siebie uciekła, ale czułam wewnętrzny zawód, gdy obserwowałam jego oddalającą się sylwetkę.
      — Halo, ziemia do Hastings. — Z zamyślenia wyrwał mnie głos Catt. Uniosłam głowę i zdałam sobie sprawę, że stoję pod uniwersytetem w tłumie innych studentów. Spojrzałam na szatynkę rozbieganym wzrokiem, niecierpliwie przestępując z nogi na nogę. Czułam się trochę jak dziecko przyłapane na gorącym uczynku.
      — Co?
    — Nic — zaśmiała się. — Wołam cię, od kiedy wszyłaś z tego cholernego autobusu, a ty nic. Idziesz do przodu i kompletnie nie kontaktujesz.
     Wzruszyłam ramionami. Nie miałam specjalnej ochoty na rozmowy, szczególnie przy w takim ogromnym tłumie ludzi, kiedy każdy mógł mnie usłyszeć. Kiwnęłam na nią głową i ruszyłam w stronę wejścia, przełykając głośno ślinę.
      — Chodź, zaraz zaczną się lekcję. Nie chcę się spóźnić.
    — A ty jak zawsze swoje — westchnęła Catt, ale posłusznie powlokła się za mną. Czułam jej wzrok na sobie, kiedy mijałyśmy po kolei drzwi do wszystkich sal i kierowałyśmy się w stronę biologicznej, w której miałam pierwsze zajęcia.
   Uchyliłam drewniane drzwi i już miałam wejść do środka, gdy nagle szatynka zastawiła mi przejścia całym swoim ciałem. Warknęłam coś pod nosem i zrobiłam krok do przodu, ale nie pozwalała mi przejść. Przesunęłam się w drugą stronę, aczkolwiek również tym razem miała lepszy refleks ode mnie. Bawiłyśmy się tak przez dłuższą chwilę, aż w końcu zrezygnowałam z daremnych prób ominięcia jej, kiedy zobaczyłam drwiący uśmieszek goszczący na twarzy szatynki. Nie dziwiłam się jej — moje zachowanie musiało wyglądać strasznie dziecinnie.
     — Przesuń się, Catt — mruknęłam, odsuwając się od niej trochę. Pokręciła jednak głową, unosząc wysoko brwi. — Proszę?
     Zaśmiała się z lekka szyderczo i splotła ręce na klatce piersiowej.
    — Jak mi powiesz, co cię gryzie.
    Nie miałam najmniejszej ochoty opowiadać jej o moim fatalnym przypadku tu, na samym środku korytarza. Z resztą, co niby miałam powiedzieć? „Słuchaj, Catt, poznałam w autobusie takiego faceta, który, nie uwierzysz, zwrócił na mnie uwagę i kiedy rozmawiałam z nim dzisiaj rano, po prostu nagle jakby ze mnie zrezygnował i odpuścił, dodatkowo chamsko się do mnie zwracając, a ja czuje się teraz oszukana i wykorzystana, a przede wszystkim zawiedziona swoją postawą wobec niego?” Potrząsnęłam głową, przygryzając wewnętrzną część policzka i usilnie uciekając wzrokiem od jej oczu.
      — Źle się czuję.
    Nie kłamałam. Moje samopoczucie pozostawiało wtedy wiele do życzenia. Jej mina od razu się zmieniła. Zacisnęła usta w wąską kreskę, przestępując z nogi na nogę i obserwując mnie dokładnie, choć doskonale wiedziała, że tego nienawidziłam.
     — Więc czemu nie zostałaś w domu?
   — Nie chciałam opuścić wykładów — powiedziałam po prostu, a ona kiwnęła głową, jakby wiedziała, że tego mogła się po mnie spodziewać i odsunęła się od drzwi. Spojrzała na mnie ostatni raz i skierowała się w stronę swojej klasy. Wychwyciłam w jej wzroku współczucie, troskę, ale też niepewność. Wiedziałam, że nie udało mi się jej oszukać, ale wtedy mogłam odetchnąć z ulgą, więc nie zamierzałam się tym przejmować.
     Weszłam do sali i siadłam na moim stałym miejscu w pierwszym rzędzie, zaraz obok okna. Chwilę po mnie w pomieszczeniu zjawił się nauczyciel, a ja wyciągnęłam z torebki zeszyt i zaczęłam notować temat lekcji, który akurat tego dnia mało co mnie interesował. Podparłam głowę na drugiej ręce i westchnęłam cicho, kiedy przez roztargnienie pominęłam kilka słów i przez to zdanie, które napisałam, nie miało najmniejszego sensu.
   Pozostałe lekcje upłynęły mi bardzo podobnie. Na matematyce, którą miałam razem z Catt, darowałam sobie pisanie. I tak musiałam w domu od nowa przerobić wszystkie dzisiejsze tematy z każdego przedmiotu, więc najzwyczajniej na świecie odpuściłam sobie aktywną pracę na lekcji. Nie miałam humoru, moje samopoczucie sięgało dna, a co najgorsze naprawdę nie miałam na nic siły i wręcz czułam, jak wewnątrz mnie rozwija się jakaś choroba.
    Jak na zawołanie kichnęłam cicho, zwracając tym uwagę szatynki, która zawiesiła na mnie wzrok na kilka sekund. Wiedziałam, że teraz na pewno nie obejdzie się bez rozmowy.
    — Lilith Hastings?
   Uniosłam głowę i spojrzałam na nauczycielkę nieprzytomnym wzrokiem podobnym do tego, z jakim budziłam się każdego ranka.
   — Jestem — powiedziałam, mając nadzieję, że nie zrobię z siebie idiotki. Na szczęście tylko kiwnęła głową i wymieniła kolejne nazwisko, a ja odetchnęłam z ulgą. Ucieszyłam się, bo jeśli kobieta sprawdzała obecność, to zajęcia dobiegały końca.
     — Cattleya Langdon?
   — Obecna, niestety — odezwała się dziewczyna, a ja z tonu jej głosu wyczułam, że zawzięła się, by porozmawiać ze mną najszybciej, jak się da. Kiedy więc usłyszałam dzwonek niemal wybiegłam z klasy i momentalnie udałam się do sali, w której miał być prowadzony wykład z nowym profesorem. Moja przyjaciółka również miała na nim być, ale z ulgą stwierdziłam, że w środku jest już kilka osób, a na podwyższeniu stoją wykładowcy, przygotowując się do występu. Na razie po raz kolejny mogłam odetchnąć z ulgą.
✖ ✖ ✖ 
      Kiedy wracałam do domu, nawet rosnące przy chodnikach drzewa i śmiech dzieci z placu zabaw, koło którego przechodziłam, nie zdołały poprawić mi humoru.
      Na pewno nie poprawiło go również to, że pomimo ogólnego fatalnego samopoczucia, zaczęłam sobie też wyrzucać w myślach przejmowanie się kimś takim, jak Andy. Oczywiście, człowieka nie powinno się oceniać po wyglądzie, ale jego ubrania wołały o pomstę do nieba, spojrzenie niebieskich tęczówek sprawiało, że przechodziły mnie dreszcze, a jako całość, był dla mnie chodzącym niebezpieczeństwem; moim całkowitym przeciwieństwem, którym nie powinnam się przejmować. Dlaczego więc cały dzień nie potrafiłam wyrzucić z mojej głowy tego, jak obojętnie i bezpośrednio mnie potraktował?
      Byłam też strasznie zawiedziona moją postawą na ostatnim wykładzie. To, że się nie udzielałam, mogłam jeszcze przeżyć, ale kiedy wyszłam ze szkoły, zdałam sobie sprawę, że nic z niego nie pamiętam i w ogóle z niego nie skorzystałam. Byłam na siebie zła, że zaprzepaściłam taką szansę.
    Wykończona do granic możliwości (fizycznie i psychicznie) w końcu znalazłam się w domu, rzucając torebkę na podłogę i zdejmując z nóg wysokie szpilki. Nie miałam nawet sił, by się przebrać — od razu rzuciłam się na kanapę w salonie i jęknęłam głośno, wtulając głowę w poduszkę. Chciałam chociaż na chwilę wyłączyć myślenie, na kilka minut dać odpocząć swojej głowie, bo czułam, że miałam dość. Ale wiedziałam, że musiałam wziąć się w garść. Miałam przecież dzisiaj tyle do roboty...
      — Nawet o tym nie myśl. — Do salonu weszła Catt, która trzymała w ręce koc i ogromny kubek z herbatą. Zauważyła, że się ponoszę. Pod wpływem jej karcącego wzroku powróciłam do poprzedniej pozycji. — Jutro zostajesz w domu. Załatwię ci notatki z wykładów, a potem nadrobisz te dwa dni w weekend, okay?
     Chciałam zaprotestować; nawet otworzyłam już usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Dziewczyna uśmiechnęła się z zadowoleniem i przykryła mnie kocem, jednocześnie uruchamiając odtwarzacz DVD.
       — Teraz sobie odpoczniesz. Oglądniesz jakiś głupawy serial, napijesz się herbaty i poczujesz się lepiej.
      Potulnie pokiwałam głową, nie będąc do końca pewną tego, czy to dobry pomysł. Byłam jednak zbyt zmęczona, by jej się stawiać, a ona wiedziała, co i jak do mnie mówić, bym uległa.
       — Trzy łyżeczki cukru?
   — Trzy łyżeczki cukru — zapewniła mnie, uśmiechając się ciepło. Zaczynałam się powoli przekonywać do jej pomysłu, kiedy z każdą minutą uświadamiałam sobie, jak bardzo jestem zmęczona.
      Pomimo tego, że Catt miała następnego dnia lekcje, cały czas dotrzymywała mi towarzystwa. Ani ja, ani ona nie lubiłyśmy tych typowo amerykańskich filmów o nieodpowiedzialnych i rozpuszczonych nastolatkach, ale tamtego wieczoru niemal pękałyśmy ze śmiechu, śledząc z zapartym tchem losy głównej bohaterki. Zamówiłyśmy pizzę i zjadłyśmy całe opakowanie lodów, a ja w końcu poczułam się lepiej. Nie zamierzałam jednak iść następnego dnia do szkoły, bo to oznaczałoby, że musiałabym zarwać noc.   Kiedy w końcu wyłączyłyśmy odtwarzacz i Catt zrobiła mi drugą herbatę, podniosłam się i przykryłam szczelniej kocem. Czułam, że zanosi się na poważną rozmowę, bo moja współlokatorka nigdy tak łatwo nie odpuszczała. Wróciła z kuchni z filiżanką czarnej kawy i siadła obok mnie, podkulając nogi pod brodę.
      — Dean dzwonił. Nie było cię dzisiaj w kawiarni, więc się martwił.
    Powiedzenie, że byłam tak zdziwiona, iż niemal oczy wyskoczyły mi z oczodołów, to za mało. Chwilę otwierałam i zamykałam usta w niemym zdumieniu, ale przestałam, gdy szatynka zachichotała cicho dołączając do tego cichy komentarz o tym, że wyglądam jak ryba.
     — Nie zamierzasz wymusić ode mnie powiedzenia ci, co mi jest­­? — spytałam z niedowierzaniem. To było tak niepodobne do Catt, że zaczęłam się zastanawiać, co wzięła, zanim pojawiłam się w mieszkaniu, albo kto ją podmienił i co zrobił z tą dziewczyną, którą znałam od dzieciństwa.     Uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami, zaciskając mocniej palce na swoim kubku.
     — Skoro nie chcesz mówić, to nie mów. Widzę, że nie masz ochoty o tym rozmawiać.
    Po moim wnętrzu rozlało się przyjemne ciepło. Byłam jej w tamtej chwili cholernie wdzięczna. Kąciki moich ust uniosły się nieznacznie.
      — W takim razie przekaż Deanowi, że przepraszam go za to, że nie zadzwoniłam.
    — Już mu to powiedziałam — odpowiedziała zadowolona z siebie. — I obiecałam, że przyjdziemy do niego jutro lub w sobotę. Mam nadzieję, że już się pozbierasz do tego czasu, co?
    — Postaram się. Z resztą, już jest lepiej. — Machnęłam ręką i sięgnęłam po herbatę stojącą na stoliku, zauważając przy tym niepewne spojrzenie Catt. A jednak; była ciekawa. — Nie martw się o mnie — dodałam nagle, na co speszona odwróciła ode mnie wzrok. — Naprawdę, wszystko jest okay. Po prostu się przeliczyłam, to tyle. Jutro jak wrócisz znów będę tą samą Lily, która się nawet z tobą nie przywita, bo będzie się uczyć.
     Uśmiechnęła się smutno. Widziałam, że się o mnie martwiła, ale doskonale zdawała sobie sprawę, że jeśli sama nie zechcę, to nic jej nie powiem. Sama kiedyś określiła mnie jako człowieka, który buduje za dużo murów, a za mało mostów.
     — Á propos nauki... chyba powinnam coś zrobić na jutro. Cokolwiek.
    Catt była typem, który nie uczył się najlepiej, ale nie umiał też pójść na wykłady z całkowicie pustą głową. Podniosłam się z kanapy i zarzuciłam sobie koc na ramię, pilnując, by nie wylać herbaty.
   — Jasne, już nie przeszkadzam. Jak coś to jestem u siebie. — Rzuciłam jej przez ramię przepraszające spojrzenie i skierowałam się w stronę drzwi, a gdy stanęłam w progu, odwróciłam się powoli. — I Catt…
      Podniosła głowę, spoglądając na mnie niepewnie spod zmarszczonych brwi.
      — Hm?
      — Dziękuję.
   Roześmiała się głośno, a potem kazała mi się wreszcie wynieść z salonu i odpoczywać, co oczywiście zrobiłam. W moim pokoju poczułam się jeszcze lepiej, a czując nagły przypływ energii po rozmowie z przyjaciółką, wysprzątałam go na błysk, co nie zajęło mi dużo czasu. W końcu usatysfakcjonowana położyłam się na łóżku. Nie pozwalałam już żadnym niepotrzebnym myślą zaprzątać mojej głowy — po prostu mimo wczesnej pory przebrałam się w dres i koszulkę na ramiączkach, a potem przykryłam się kocem i odpłynęłam w objęcia Morfeusza.
✖ ✖ ✖ 

przepraszam jeśli gdzieś nie będzie akapitów, czy coś, bo blogspot mi poszalał i nie wiem co się dzieje;
zapraszam na mojego twittera, na którym informuję na bieżąco o pojawianiu się kolejnych rozdziałów, a przy okazji robię z siebie idiotkę - klik
V.

2 komentarze:

  1. czemu oni nie mogą się w końcu spiknąć adfghjhgfds. cały czas się mijają, a jak już rozmawiają to dupek tak się odzywa. no nic, muszę wytrzymać do rozkręcenia. nie martw się akapitami, mi też przy pisaniu rozdziału tekst się rozjeżdżał, blogspocie napraw to w końcu! pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń